Witam,
Chciałam Was poinformować, że zawieszam bloga na czas ''strajków'' komputera.
Mój kochany sprzęt nie ma najmniejszego zamiaru łączyć się z internetem, a gdy próbuję pisać w notatkach to wszystko usuwa...
Rozdział byłby dodany wcześniej, ale Blogger także się na mnie uwziął i usunął to, co miałam już napisane -,-
To do napisania wkrótce :)
Pozdrawiam,
~Rose Evans, którą brat z komputera zrzuca...
czwartek, 21 sierpnia 2014
niedziela, 10 sierpnia 2014
Rozdział XV
Odwróciłam się i zobaczyłam Johna, nie wyglądał za dobrze. Jego oko zdobił ciemny siniec, z wargi kapała krew, a na ręce miał rozcięcie sięgające od dłoni do ramienia.
-Co się stało? - jego ręka zadrżała, zakręcił się i przewrócił- Pomocy!- krzyknęłam bezradna. Kilku Ślizgonów przybiegło z dołu, a z góry dało się usłyszeć głosy Weasley'ów. Gdy obie grupy dobiegły, wszyscy wyciągnęli ku sobie różdżki.
-Co mu zrobiliście?- warknął Percy wysuwając się przede mnie.
-My nic, przybiegliśmy słysząc krzyki- powiedziała Pansy celując w tors rudzielca.
-Nie wierzę!- krzyknął Ron gotów do zaatakowania Ślizgonów. Stałam tam, pomiędzy nimi, patrząc na Johna-był w bardzo złym stanie.
-Dosyć! Trzeba zanieść Johna do Skrzydła, później się będziecie kłócić!- krzyknęłam sfrustrowana. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, lecz po chwili wspólnie zajęli się Johnem, nie rezygnując z obrzucania siebie wrogimi spojrzeniami.
-Dziecko! Co ci się stało?- Pani Pomfrey wybiegła ze swojego gabinetu, a na jej twarzy widać było szok. John uśmiechnął się słabo po czym osunął się na ziemię. Blaise, Fred i George wzięli chłopaka i przenieśli na wskazane przez kobietę łóżko po czym pielęgniarka wyrzuciła nas za drzwi.
-Dlaczego to zrobiliście?- zapytał George stając przed Zabinim.
-My nic mu nie zrobiliśmy-odwarknął ciemnoskóry Ślizgon
-Każdy wie, że Wasz dom jest agresywny i chcecie pokazać innym, jaką macie władzę w szkole. Dlatego pobiliście chłopaka by Nas nastraszyć, to jasne- powiedział Percy, a ja czułam, jak napina mi się każdy mięsień.
~Oni na pewno tego nie zrobili, wszyscy byli w Lochach~
-Daj spokój Weasley, idiotami nie jesteśmy
-Nie byłbym tego taki pewien- Percy wyjął różdżkę, a w ślad za nim poszła reszta Weasleyów. Ślizgoni jednak tym razem się nie ruszyli. Stali i z drwiną wpatrywali się na zdziwionych Gryfonów.
-Czy już do końca zgłupieliście? To nie mogli być oni- rudzielcy przenieśli wzrok na mnie przez co policzki mi zapłonęły.
-A skąd ta pewność? Widziałaś, kto to zrobił?- Percy wpatrywał się we mnie wzrokiem godnym Bazyliszka.
-Ja...eee...No nie...Nie widziałam, ale...- nie wiedziałam co powiedzieć, przecież nie wyjawię, że siedziałam na herbatce u Ślizgonów.
-Zostaw ją. To nie mógł być Ślizgon gdyż cały nasz dom musiał odbyć rozmowę z Profesorem Snape'm- lodowaty głos zaskoczył wszystkich. Z ciemności wyłonił się Draco Malfoy, a jego twarz zdobił drwiący uśmiech.
-Uważaj Malfoy, bo Ci uwierzę- Ron zrównał się z Percym mając w pogotowiu różdżkę- Wy, Ślizgoni, jesteście fałszywymi gnojkami.
-Ronald...- powiedziałam zdziwiona, ale Draco mi przerwał
-Weasley, Weasley, Weasley, Ty nigdy nie zmądrzejesz, prawda? Może Julie...- Nie zdążył dokończyć, bo George rzucił na niego Drętwotę.
-Nigdy nie waż się wymawiać jej imienia- chciał rzucić jeszcze jakieś zaklęcie, ale mu przerwałam.
-Przestańcie natychmiast!- załamana krzyknęłam do rudzielców, którzy nie odwrócili morderczego wzroku od Malfoy'a. Podbiegłam do chłopaka zdejmując z niego zaklęcie i pomagając mu wstać- Bałwany! Jak możecie tak innych traktować?
-Przecież to Ślizgon, Smith. Z nimi inaczej pogrywać nie można, są niebezpieczni- prychnął Percy, a ja czułam, jak czerwienię się ze złości.
-Odszczekaj to Weasley. Mało co sama nie trafiłabym do nich. Nadal traktowałbyś mnie tak, jak teraz, gdy jestem Gryfonką? Czy może poszedłbyś w ślady George'a rzucając Drętwotami na prawo i lewo?- powiedziałam z trudem opanowując gniew.
~Nie chcę więcej niż tylko strącić z twarzy tych durni ich chytre uśmieszki~ pomyślałam, a ręce zacisnęły mi się w pięści na szacie Ślizgona.
-Gryffindor pozbawiony zostaje 100 punktów, a pan George Weasley zjawi się u mnie jutro wieczorem na szlabanie- Profesor Snape wyszedł zza rogu i ze znużoną miną wpatrywał się w podopiecznych Domu Lwa.
-Ale oni przecież...- Percy próbował się tłumaczyć, ale widząc wzrok Mistrza Eliksirów poddał się opuszczając wzrok.
-Jeżeli nie macie już nic do powiedzenia to proszę o natychmiastowe udanie się do dormitorii, a panna Smith uda się ze mną do gabinetu- powiedział przenosząc wzrok na mnie, a nieprzyjemne dreszcze przeszły mi po plecach. Bez słowa ruszyłam za profesorem, a reszta skierowała się do Pokoi wymieniając zdziwione spojrzenia.
Szliśmy długimi, ciemnymi korytarzami, a nasze kroki odbijały się głośnym echem od ścian. Gdy doszliśmy do wielkich, dębowych drzwi, profesor uchylił je przepuszczając mnie do środka gabinetu. Było to niewielkie pomieszczenie, w którym, co zaskakujące, panowała ciepła atmosfera mimo dominującej wewnątrz zieleni. Naprzeciw wejścia stało małe, czarne biurko, na którym walał się stos papierów. Na lewo w ścianę zostały wmontowane regały wypełnione wszelkimi rodzajami książek, wliczając mugolskie klasyki. Na prawo od drzwi stały dwa wygodne, czarne fotele, a między nimi czarny stolik pokryty zielonym obrusem. Przy wejściu był barek wypełniony różnymi trunkami. Podłoga- tak jak meble- była czarna, a na środku leżał zielony dywan dodając uroku pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła były świece poustawiane w całym gabinecie. Nic nie mówiąc ruszyłam w kierunku foteli i, nim profesor zdążył coś powiedzieć, rozsiadłam się wygodnie. Z niezadowoloną miną poszedł w moje ślady i usiadł naprzeciw mnie.
-Więc?- zaczęłam niepewnie
-Co "więc"?
-Po co mnie pan tu przyprowadził?
-No tak, chciałbym, abyś mi powiedziała, co takiego dzieje się między domami. Wiem, że żaden ze Ślizgonów mi nie powie, Puchoni zaczęli by coś podejrzewać, gdybym się któregoś wypytywał, a Krukoni i Gryfoni nic nie wiedzą, pomijając Ciebie. Więc wytłumacz mi to proszę- powiedział na jednym tchu, a ja jego mina spoważniała. Nie wiedziałam, czy mogę mu powiedzieć, ale przecież to opiekun Slytherinu więc chyba powinnam. Ale wtedy zdradzę zaufanie podopiecznych domu Węża, nie powinnam- Nie mam całego dnia Smith- ponaglił mnie nauczyciel.
~Dobra, powiem, najwyżej mnie zabiją~ pomyślałam i przełknęłam głośno ślinę.
-Bo widzi pan- niepewnie zaczęłam, a Snape musiał się pochylić, by cokolwiek usłyszeć- Pewien Puchon próbuje doprowadzić do wojny międzydomowej. Większej niż jest teraz- dodałam widząc, jak otwiera usta, by coś powiedzieć- Na początku chciał się zemścić na George'u Weasley'u, ale z czasem przerodziło się to w większy konflikt- i tak zaczęłam mówić wszystko, o czym się dowiedziałam, począwszy od sytuacji, w której Diggory zaprzysiągł zemstę rudzielcowi, przez śmierć podopiecznego Slytherinu, aż do spotkania Ślizgonów w Lochach.
-To naprawdę poważne. Słyszałem od Dumbledore'a o śmierci dziecka, ale powiedział mi, że chłopak spadł ze schodów. Że był to nieszczęśliwy wypadek. Cholerny Albus...- profesor przerwał słysząc krzyki na korytarzu. Już miał się podnosić gdy drzwi z gabinetu otwarły się z hukiem.
Wiem, późno jest, rozdział krótki. Ale chciałam dodać go w terminie więc nie miałam czasu i sił na wymyślenie czegoś więcej. Osobiście mi się nie podoba, ale to Wy ocenicie :)
Liczę na komentarze, długie, wyczerpujące. Możecie chwalić, krytykować, nie ważne. Ważne, byście zostawili po sobie ślad, byłoby miło :D
No nic, zmęczenie daje się we znaki więc pozostaje mi się z Wami pożegnać.
Nox wizzy <3
Wasza zmęczona
~Rose Lily Evans
PS: Za wszelki błędy przepraszam, poprawię jak znajdę czas i siły :)
-Co się stało? - jego ręka zadrżała, zakręcił się i przewrócił- Pomocy!- krzyknęłam bezradna. Kilku Ślizgonów przybiegło z dołu, a z góry dało się usłyszeć głosy Weasley'ów. Gdy obie grupy dobiegły, wszyscy wyciągnęli ku sobie różdżki.
-Co mu zrobiliście?- warknął Percy wysuwając się przede mnie.
-My nic, przybiegliśmy słysząc krzyki- powiedziała Pansy celując w tors rudzielca.
-Nie wierzę!- krzyknął Ron gotów do zaatakowania Ślizgonów. Stałam tam, pomiędzy nimi, patrząc na Johna-był w bardzo złym stanie.
-Dosyć! Trzeba zanieść Johna do Skrzydła, później się będziecie kłócić!- krzyknęłam sfrustrowana. Wszyscy spojrzeli na mnie zdziwieni, lecz po chwili wspólnie zajęli się Johnem, nie rezygnując z obrzucania siebie wrogimi spojrzeniami.
-Dziecko! Co ci się stało?- Pani Pomfrey wybiegła ze swojego gabinetu, a na jej twarzy widać było szok. John uśmiechnął się słabo po czym osunął się na ziemię. Blaise, Fred i George wzięli chłopaka i przenieśli na wskazane przez kobietę łóżko po czym pielęgniarka wyrzuciła nas za drzwi.
-Dlaczego to zrobiliście?- zapytał George stając przed Zabinim.
-My nic mu nie zrobiliśmy-odwarknął ciemnoskóry Ślizgon
-Każdy wie, że Wasz dom jest agresywny i chcecie pokazać innym, jaką macie władzę w szkole. Dlatego pobiliście chłopaka by Nas nastraszyć, to jasne- powiedział Percy, a ja czułam, jak napina mi się każdy mięsień.
~Oni na pewno tego nie zrobili, wszyscy byli w Lochach~
-Daj spokój Weasley, idiotami nie jesteśmy
-Nie byłbym tego taki pewien- Percy wyjął różdżkę, a w ślad za nim poszła reszta Weasleyów. Ślizgoni jednak tym razem się nie ruszyli. Stali i z drwiną wpatrywali się na zdziwionych Gryfonów.
-Czy już do końca zgłupieliście? To nie mogli być oni- rudzielcy przenieśli wzrok na mnie przez co policzki mi zapłonęły.
-A skąd ta pewność? Widziałaś, kto to zrobił?- Percy wpatrywał się we mnie wzrokiem godnym Bazyliszka.
-Ja...eee...No nie...Nie widziałam, ale...- nie wiedziałam co powiedzieć, przecież nie wyjawię, że siedziałam na herbatce u Ślizgonów.
-Zostaw ją. To nie mógł być Ślizgon gdyż cały nasz dom musiał odbyć rozmowę z Profesorem Snape'm- lodowaty głos zaskoczył wszystkich. Z ciemności wyłonił się Draco Malfoy, a jego twarz zdobił drwiący uśmiech.
-Uważaj Malfoy, bo Ci uwierzę- Ron zrównał się z Percym mając w pogotowiu różdżkę- Wy, Ślizgoni, jesteście fałszywymi gnojkami.
-Ronald...- powiedziałam zdziwiona, ale Draco mi przerwał
-Weasley, Weasley, Weasley, Ty nigdy nie zmądrzejesz, prawda? Może Julie...- Nie zdążył dokończyć, bo George rzucił na niego Drętwotę.
-Nigdy nie waż się wymawiać jej imienia- chciał rzucić jeszcze jakieś zaklęcie, ale mu przerwałam.
-Przestańcie natychmiast!- załamana krzyknęłam do rudzielców, którzy nie odwrócili morderczego wzroku od Malfoy'a. Podbiegłam do chłopaka zdejmując z niego zaklęcie i pomagając mu wstać- Bałwany! Jak możecie tak innych traktować?
-Przecież to Ślizgon, Smith. Z nimi inaczej pogrywać nie można, są niebezpieczni- prychnął Percy, a ja czułam, jak czerwienię się ze złości.
-Odszczekaj to Weasley. Mało co sama nie trafiłabym do nich. Nadal traktowałbyś mnie tak, jak teraz, gdy jestem Gryfonką? Czy może poszedłbyś w ślady George'a rzucając Drętwotami na prawo i lewo?- powiedziałam z trudem opanowując gniew.
~Nie chcę więcej niż tylko strącić z twarzy tych durni ich chytre uśmieszki~ pomyślałam, a ręce zacisnęły mi się w pięści na szacie Ślizgona.
-Gryffindor pozbawiony zostaje 100 punktów, a pan George Weasley zjawi się u mnie jutro wieczorem na szlabanie- Profesor Snape wyszedł zza rogu i ze znużoną miną wpatrywał się w podopiecznych Domu Lwa.
-Ale oni przecież...- Percy próbował się tłumaczyć, ale widząc wzrok Mistrza Eliksirów poddał się opuszczając wzrok.
-Jeżeli nie macie już nic do powiedzenia to proszę o natychmiastowe udanie się do dormitorii, a panna Smith uda się ze mną do gabinetu- powiedział przenosząc wzrok na mnie, a nieprzyjemne dreszcze przeszły mi po plecach. Bez słowa ruszyłam za profesorem, a reszta skierowała się do Pokoi wymieniając zdziwione spojrzenia.
Szliśmy długimi, ciemnymi korytarzami, a nasze kroki odbijały się głośnym echem od ścian. Gdy doszliśmy do wielkich, dębowych drzwi, profesor uchylił je przepuszczając mnie do środka gabinetu. Było to niewielkie pomieszczenie, w którym, co zaskakujące, panowała ciepła atmosfera mimo dominującej wewnątrz zieleni. Naprzeciw wejścia stało małe, czarne biurko, na którym walał się stos papierów. Na lewo w ścianę zostały wmontowane regały wypełnione wszelkimi rodzajami książek, wliczając mugolskie klasyki. Na prawo od drzwi stały dwa wygodne, czarne fotele, a między nimi czarny stolik pokryty zielonym obrusem. Przy wejściu był barek wypełniony różnymi trunkami. Podłoga- tak jak meble- była czarna, a na środku leżał zielony dywan dodając uroku pomieszczeniu. Jedynym źródłem światła były świece poustawiane w całym gabinecie. Nic nie mówiąc ruszyłam w kierunku foteli i, nim profesor zdążył coś powiedzieć, rozsiadłam się wygodnie. Z niezadowoloną miną poszedł w moje ślady i usiadł naprzeciw mnie.
-Więc?- zaczęłam niepewnie
-Co "więc"?
-Po co mnie pan tu przyprowadził?
-No tak, chciałbym, abyś mi powiedziała, co takiego dzieje się między domami. Wiem, że żaden ze Ślizgonów mi nie powie, Puchoni zaczęli by coś podejrzewać, gdybym się któregoś wypytywał, a Krukoni i Gryfoni nic nie wiedzą, pomijając Ciebie. Więc wytłumacz mi to proszę- powiedział na jednym tchu, a ja jego mina spoważniała. Nie wiedziałam, czy mogę mu powiedzieć, ale przecież to opiekun Slytherinu więc chyba powinnam. Ale wtedy zdradzę zaufanie podopiecznych domu Węża, nie powinnam- Nie mam całego dnia Smith- ponaglił mnie nauczyciel.
~Dobra, powiem, najwyżej mnie zabiją~ pomyślałam i przełknęłam głośno ślinę.
-Bo widzi pan- niepewnie zaczęłam, a Snape musiał się pochylić, by cokolwiek usłyszeć- Pewien Puchon próbuje doprowadzić do wojny międzydomowej. Większej niż jest teraz- dodałam widząc, jak otwiera usta, by coś powiedzieć- Na początku chciał się zemścić na George'u Weasley'u, ale z czasem przerodziło się to w większy konflikt- i tak zaczęłam mówić wszystko, o czym się dowiedziałam, począwszy od sytuacji, w której Diggory zaprzysiągł zemstę rudzielcowi, przez śmierć podopiecznego Slytherinu, aż do spotkania Ślizgonów w Lochach.
-To naprawdę poważne. Słyszałem od Dumbledore'a o śmierci dziecka, ale powiedział mi, że chłopak spadł ze schodów. Że był to nieszczęśliwy wypadek. Cholerny Albus...- profesor przerwał słysząc krzyki na korytarzu. Już miał się podnosić gdy drzwi z gabinetu otwarły się z hukiem.
~~~
Wiem, późno jest, rozdział krótki. Ale chciałam dodać go w terminie więc nie miałam czasu i sił na wymyślenie czegoś więcej. Osobiście mi się nie podoba, ale to Wy ocenicie :)
Liczę na komentarze, długie, wyczerpujące. Możecie chwalić, krytykować, nie ważne. Ważne, byście zostawili po sobie ślad, byłoby miło :D
No nic, zmęczenie daje się we znaki więc pozostaje mi się z Wami pożegnać.
Nox wizzy <3
Wasza zmęczona
~Rose Lily Evans
PS: Za wszelki błędy przepraszam, poprawię jak znajdę czas i siły :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)